Już
jutro nadejdzie ten dzień , kiedy wyjadę do Londynu, a co teraz? Siedzę na
cmentarzu, rozmawiam z dziadkami, wujkiem. Całą trójka, która była dla mnie
cholernie ważna jest już dwa metry pod ziemią, położyłabym się obok nich i tak
nikt by mnie nie zauważył, jestem jak duch. Ludzie mnie nie widzą, nie słyszą.
Nie istnieję, chociaż jestem. To takie przytłaczające. Mnóstwo ludzi przechodzi
obok, nikt się nie przejmuje, że rozmawiam sama ze sobą, mając cholerną
nadzieję, że oni jednak mnie słyszą. Może do mnie mówią, a ja nie wiem, w którą
stronę powinnam patrzeć? Może właśnie ten pan z grabiami jest jakimś znakiem od
nich? Jestem chora, chora z tęsknoty za szczęściem, za ich uśmiechem. Za
najlepszą na świecie drożdżówką, za graniem z dziadkiem w warcaby, spacerami po
parku, bajkami o chałabałach, które tak naprawdę nigdy nie istniały, zostały
stworzone specjalnie dla mnie, aby na mojej twarzy gościł szczery uśmiech. Co
mi teraz zostało? Tylko i wyłącznie wspomnienia i nienawiść ze strony matki.
Nie moja wina, że właśnie taka była wola dziadków, nie miałam na to żadnego
wpływu, nie prosiłam się o to wszystko. Prosiłam tylko o spokój, jednak w tym
miejscu go nie zastanę, muszę wyjechać. Boję się, ale to jest jedyne wyjście.
Może tam spotkam swojego ojca? Znam go tylko ze starych zdjęć, mam tylko jego
wojskowy mundur, kartki, które wysyłał na każde moje urodziny i kilka
prezentów. Jedne droższe, drugie bardziej okazalsze. Jednak nigdy nie
przyjechał, wiem że Ona to utrudniała, ale co mogła mieć do gadania, skoro zostawiła
mnie, gdy miałam 3 lata? Każdy jego list zatrzymałam, w ostatnim napisał, że
nadal mieszka w Londynie, że w każdej chwili mogę do niego przyjechać, że zrobi
wszystko, abym była uśmiechnięta. Jednak nie wie że dziadkowie nie żyją, że
zostałam sama. Co mam zrobić? Pojechać pod jego dom, zapukać i powiedzieć ' no
to jestem ? ' .. przecież to jest bez sensu, wyjdę na idiotkę.
Na
moich policzkach poczułam słony płyn, przez to wszystko nawet nie zauważyłam,
że zaczęłam płakać. Ponownie tego dnia. Jestem wrażliwa, tak szybko można mnie
zranić. Nie wiem po kim to mam, ale na pewno nie po osobie, która śmie nazywać
się moją matką. Matka tak nie postępuje, nikt nie powinien tak postępować, a
szczególnie matka. To boli, tak cholernie boli.
Spędziłam
na cmentarzu kolejne kilka godzin, jednak o 18 miałam pociąg do Gdańska, więc
musiałam się pospieszyć. Samolot do Londynu miałam o 1 w nocy naszego czasu,
aby tam być o 2 czasu brytyjskiego. Nie miałam lokum na noc, jedynym wyjściem
było przyjechania do mojego ojca, ale nie miałam żadnej pewności, że on tam
będzie. Spróbować musiałam, może mi się uda, ale znając moje szczęście, to
pewnie go nie będzie. W momencie gdy stałam na dworcu zauważyłam moją
koleżankę, chyba tak mogę nazwać tę osobę. Chodziłyśmy razem do szkoły, do
jednej klasy. Pamiętam jak podeszła do mnie jako pierwsza w klasie, aby ze mną
porozmawiać. Otworzyłam się przed nią, później tego żałowałam, to wszystko było
ustawione. Cała klasa dowiedziała się o moich problemach. Dopiero wtedy zaczął
się mój koszmar. Ten trzymiesięczny okres mojego życia chciałabym wymazać z
pamięci, ale nie potrafię. Teraz się zmieniłam. Ubieram się w kolory szarości,
jedyne co mam w kolorze to buty, jestem uzależniona od wszelkiego rodzaju
trampek. Nigdy nie miałam na nogach obcasów, koturnów czy innego typu obuwia.
Nawet zimą chodzę w trampkach, nogi mi marzną, ale stawiam na wygodę. Trampki
pasują do wszystkiego, nawet do sukienki. W głośnikach zabrzmiał kobiecy głos,
że mój pociąg wjeżdża na peron 2. Po chwili siedziałam w pociągu, usiadłam w
pustym przedziale, torbę położyłam pod nogami, z kieszeni spodni wyjęłam mp3,
zaczepiłam słuchawki na uszy i zatonęłam myślami w pięciu nieziemskich głosach.
Miałam zgarną całą płytę Up All Night, piosenki z x-factora, a nawet kilka
wersji live, które mnie urzekły. Gdy w słuchawkach poleciała melodia do do what
makes you beautiful czułam na swojej twarzy lekki uśmiech.
Kolejne
piosenki przeleciały tak szybko, ostatnia zaczęła się w momencie, gdy pociąg
znajdował się na stacji Gdańsk Główny, stamtąd musiałam pojechać taksówką na
Rębiechowo, ale wcześniej zahaczyć o jakiś fast food, bo mój żołądek domagał
się jedzenia od jakichś 2 dni, a ja nie miałam na to czasu. Zamówiłam w
mcdonaldzie big maca, dużą colę i mc flurra, zjadłam w mgnieniu oka i udałam
się na postój taksówek. Na zegarku była godzina 21, a po 23 rozpoczyna się
odprawa, więc zanim dojadę na lotnisko będzie 22. Lepiej być trochę wcześniej
niż spóźnić się na lot do nowego życia. Miły taksówkarz zapakował mój bagaż do
bagażnika i ruszyliśmy. Oczywiście pytał się gdzie jadę, odpowiedziałam, że do
Londynu, ale jak zapytał dlaczego, to musiałam skłamać, najprostszym kłamstwem
było to, że do szkoły. Nigdy nie umiałam kłamać, myślałam, że będzie to po mnie
widać, ale taksówkarz życzył mi powodzenia i najlepszych ocen w szkole, abym
pokazał, że Polacy są mądrzejsi niż Brytyjczycy, zaśmiałam się cicho, nie
chciałam dyskutować o poziomie szkolnictwa w Wielkie Brytanii, bo nie miałam o
nim zielonego pojęcia. O 22.10 byłam na lotnisku, zapłaciłam za kurs, wzięłam
bagaże i weszłam na teren lotniska. Podeszłam do kasy, aby odebrać swój bilet,
kasjerka była bardzo zdziwiona, że to bilet tylko w jedną stronę. Znowu
odpowiedziałam z uśmiechem, że lecę do szkoły, znowu usłyszałam słowo
powodzenia, po czym skierowała mnie do odpowiedniej bramki. Usiadłam w miejscu,
gdzie czekało się na swój samolot. Wyjęłam z torby gwiazdki milky way'a i
delektowałam się ich smakiem. W głośnikach rozbrzmiała informacja, że lot 218
zostaje przyspieszony o 40 minut, więc zapraszają wszystkich na pokład.
Wyrzuciłam papierek do śmietnika, podeszłam do bramki, aby przejść standardowe
procedury. Po 20 minutach byłam już w samolocie, znalazłam swoje miejsce. Na
moje szczęście siedziałam sama, ponieważ bardzo mało ludzi latało nocnymi
liniami. Rozsiadłam się wygodnie na fotelu, zapięłam pasy i czekałam na to
uczucie, gdzie wszystko podchodzi Ci do gardła a potem gwałtowanie spada.
Lubiłam to uczucie, jednak niektórzy wymiotowali, inni mdleli a jeszcze inni
siedzieli jak na szpilkach, jednak dla mnie starty i lądowania to najlepsza
sprawa w lataniu samolotem. Nie bałam się, byłam już przyzwyczajona, chociaż
leciałam dopiero 3 raz.
Zasnęłam.
Obudziła mnie stewardessa, że już jest czas lądowania i prosi o zapięcie pasów.
Dwie godziny snu postawiły mnie na nogi. Po 30 minutach stałam na lotnisku
Heathrow, myślałam, że jest mniejsze. Bardzo łatwo się tam zgubić. Wyszłam z
trzeciego terminalu i udałam się na postój taksówkę, gdy pokazałam
taksówkarzowi adres na który ma mnie zawieść, zmierzył mnie z góry do dołu,
zabrał mój bagaż i otworzyła drzwi od strony pasażera. Dziwne uczucie, nie
bardzo wiedziałam o co mu chodzi. Gdy na zegarku wybiła 3 godzina taksówka
zatrzymała się pod domem, co ja mówię, pod jakimś pałacem. W pobliżu były
jeszcze dwa inne domy, a tak to pustka.
- na pewno tutaj?
- jeżeli podała pani dobry adres, to tak.
- przepraszam, że zapytam, ale czy to jest jakieś drogie osiedle?
- jesteśmy na obrzeżach Londynu. Są tutaj tylko 3 domy, w głębi jest ich
więcej.
- może źle spisałam adres.
- a do kogo pani przyjechała?
- do pana Marka.
- dobrze pani trafiła, życzę powodzenia.
- nie dziękuję. dobranoc panu!
Wystraszyłam
się. Nie wiedziałam, że mój ojciec mieszka w takim wielkim domu. Podeszłam do
bramki, która była lekko uchylona. Weszłam niepewnym krokiem na teren posesji,
szłam powolnym krokiem w stronę drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem, czekałam kilka
minut, ale nikt nie otwierał. Usiadłam na schodach opierając się o wielki słup
na którym był wyrzeźbiony numer domu. Zauważyłam, że pod domem zatrzymała się
taksówka. Wysiadł z niej dość postawny mężczyzna a zaraz za nim mój ojciec.
Wstałam powoli, aby ujrzeć czy to na pewno on. Nie myliłam się. Te same rysy,
ta sama postawa co na zdjęciach. Westchnęłam, chyba na tyle głośno, aby mnie
usłyszał. Postawny mężczyzna zmierzał w moim kierunku.
- panienka co tutaj robi?
- ja do pana Marka, znaczy do mojego ojca.
- pani Dominika?
- tak, skąd pan wie?
- jestem ochroniarzem pani ojca. Mark, ktoś do Ciebie.
- rozmawia z kimś przez telefon przed bramą, nawet pana nie usłyszał.
- żaden pan. mów mi Kenny.
- Dominika, miło mi.
- co Cię tutaj sprowadza o tak późnej porze?
- ja.. przyjechałam tutaj na stałe. Nie mam się gdzie podziać, Mark jest jedyną
osobą, którą tutaj znam, w pewnym sensie.
- wszystko wiem co się zdarzyło między Twoją mamą, a Markiem. Rozumiem.
Poczekaj chwile, pójdę po Twojego ojca.
- jasne.
![]() |
ostatnie zdjęcie Alex z ojcem. |
Kenny
zniknął z pola widzenia, zrobiło mi się automatyczne gorąco. Dlaczego mój
ojciec miał ochroniarza? Kim on tak naprawdę jest? Na pewno nie pracuje już w
wojsku, jest na to zbyt elegancko ubrany. Zauważyłam, że Kenny wraca razem z
moim ojcem. Jego mina nie wyrażała żadnych uczuć, jego wzrok był spuszczony.
Kenny mu nie powiedział albo nie wie co ma zrobić.
- Kenny, czemu ta niewiasta tutaj stoi?
- spójrz dobrze kto to jest, wtedy zadawaj pytania.
- Dominika?! Co Ty tutaj robisz? O matko święta, dziecko! Wejdźmy do domu, jest
zimno.
- mała, co się dzieje?
- zostałam sama.
- jak to sama?
- dziadek nie żyje od roku, babcia zabiła się pół roku temu. Matka mnie
nienawidzi, bo cały spadek przeszedł na mnie, a ja się o to nie prosiłam.
- dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś?
- bałam się Twojej reakcji, przyjazd do Londynu też jest na spontanie. Rzuciłam
szkołę, wpadłam w złe towarzystwo, musiałam to przerwać, a tam już nie miałam
życia. Jeżeli mnie nie chcesz, to odejdę. Zostałeś mi tylko Ty, nikogo więcej
nie mam. Tato.
- nie wygłupiaj się. Zostajesz tutaj bez żadnego gadania. Tylko mamy jeden
problem.
- jaki?
- pewnie zdziwiło Cię to, że mam ochroniarza.
- trochę tak. Kim jesteś?
- jestem menedżerem, opiekunem jednego dość znanego brytyjskiego zespołu. Na
pewno o nich słyszałaś. Trzecie miejsce w siódmej edycji x-factor i ..
- one direction?
- skąd wiesz?
- nie wiem, tak palnęłam. Nie widziałam Cię nigdy na zdjęciach, ich menedżerem
był Paul coś na H, nie pamiętam już.
- Paul zachorował i poprosił mnie o przysługę.
- rozumiem. To jest ten problem?
- oni tutaj mieszkają, właściwie teraz ich nie ma, bo rozjechali się do swoich
rodzin na 2 dni, ale jutro już wracają.
- masz kogoś?
- miałem żonę i córkę, ale rozwiodłem się z Susan, ona jest teraz na Florydzie
razem z Pauline.
- ach, rozumiem. Nie mówiłeś nigdy, nie pisałeś. Nie wiedziałam, przepraszam.
- nic się nie stało, nie wiedziałem czy Ty czytałaś te listy czy Twoja mama,
więc wolałem się nie wychylać. Poza tym już chyba zauważyłaś, że zmieniłem
nazwisko.
- tak, wiem. Mark Evans. Dlaczego?
- nie chciałem, aby Twoja matka mnie znalazła. Czekałem na moment, kiedy skończysz
18 lat, wtedy sam bym Ci powiedział.
- teraz już wiem, chociaż osiemnaście lat będę mieć za równy miesiąc.
- wiem, pamiętam kochanie, pamiętam. Jesteś pewnie zmęczona, jutro też jest
dzień, o 16 cała zgraja ma wrócić, tylko Niall będzie wcześniej bo już o 14,
ale na pewno się dogadacie. Chodź, pokażę Ci Twój pokój, który od dawna na
Ciebie czeka. Chłopcy wiedzą o Twoim istnieniu, wiedzą o Tobie wszystko, także
na pewno będą Cię zasypywać pytaniami, jak będą się naprzykrzać to daj znać,
zrobimy z nimi porządek.
- dziękuję, że mogę tutaj zostać. Jestem fanką One Direction, więc nie będą mi
się podobać, ale nie mów im o tym, dobra?
- sama im powiesz, ja nie pisnę ani słowa.
- tato?
- tak?
- może nie znam Cię od urodzenia, ale zrobiłeś dla mnie więcej niż moja matka. Kocham
Cię, dziękuję.
- nie dziękuj. Jak będziesz czegoś potrzebować to mów, o reszcie porozmawiamy
jutro rano. Twoje rzeczy są już w pokoju, rozejrzyj się. Mój pokój jest na
dole, to jest wasze piętro. Jest tutaj 6 pokoi, na samym końcu jest Twój, naprzeciwko
masz pokój Harrego, obok Louisa a dalej Liama, Nialla i Zayna. Jutro Ci
wszystko pokaże.
- dziękuję jeszcze raz, to do jutra.
Uściskałam
ojca i weszłam do pokoju, zamknęłam za sobą drzwi i zapaliłam światło. Spodziewałam
się małego pokoju z łóżkiem i szafą, ale to co zobaczyła trochę mnie
zszokowało. Wielkie łóżko z baldachimem, mnóstwo poduszek, pościel w serduszka,
na biurku stał jeszcze nie odpakowany laptop a obok tak samo nie odpakowany
telefon, czyżby prezent na 18? W pokoju była jeszcze łazienka i garderoba,
miałam ze sobą jedną walizkę, więc nawet 1/8 garderoby nie zapełnię. Czuję się
jak w jakiejś komedii albo jakbym była kopciuszkiem czy inną księżniczką. Teraz
marzę tylko o gorącej kąpieli i o śnie. Jest 4.30 czyli jak zasnę po 5 wstanę
sama nie wiem o której, ale mam nadzieję, że przed przyjazdem chłopaków. Wszystko
dzieje się tak szybko. Jutro czeka mnie poważna rozmową z tatą, ale na dzisiaj
koniec zmartwień. Wrażenia rozpocznę jutro, w końcu będę mieszkać pod jednym
dachem z One Direction. Jeden wielki szok. Może tylko śnię? Jednak nie,
pozostało mi na skórze czerwona plama po uszczypnięciu. Jesteś w prawdziwym
życiu, nie śnisz. Masz szansę na to, aby coś zmienić. Nie spierdol tego Sybils
a może Evans?
Mark Evans - ojciec Alex. Menedżer One Direction. Rozwiódł się ze swoją żoną Jane, ma jeszcze jedną córkę Pauline, która ma 10 lat. Jest bardzo szczęśliwy, że jego najstarsza córka jest tutaj z nim, w końcu będzie miał okazję, aby pokazać jak bardzo ją kochał. Nigdy o niej nie zapomniał. Dzień w którym Alexandra do niego przyjechała był najlepszym dniem jego życia.
Kendal " Kenny " Colins - ochroniarz/przyjaciel Marka. Dobrze dogaduje się z podopiecznymi Marka. W każdej sytuacji można na niego liczyć. W momencie, gdy Alex przyjechała do Londynu, wiedział, że Mark stanie na wysokości zadania, aby pokazać swojej córce, jak bardzo ją kocha. Nie pozwoli, aby ktoś skrzywdził Marka lub jego córkę. Prędzej sam odda swoje życie za nich.
UWIELBIAM ♥
OdpowiedzUsuńKURWA MAĆ, DOMKA.
OdpowiedzUsuńPoryczałam się.
Cholernie Cię za to nienawidzę.
To jest piękne i w pewnym sensie prawdziwe.. co nie?
Kocham Cię normalnie za to, jak piszesz <3